Słucham tej płyty od prawie trzech miesięcy i zastanawiam się, co w niej jest takiego, że po raz n-dziesiąty chce mi się ją wkładać do odtwarzacza...
Bo raczej nie muzyka, z gatunku określanego jako "to, co wszyscy znają", która zwykle nudzi się po kilku przesłuchaniach...
Aranżacja też nie jest rewolucyjna, choć nie pozbawiona smaczków w partiach chórków, hammonda i sekcji dętej...
Realizacja - bez słabych punktów, linie poszczególnych instrumentów zrównoważone i słyszalne selektywnie, słuchanie nie męczy - no, ale tak być powinno...
Może "wokal"
Pawła Wawrzeńczyka (w cudzysłowie, bo to raczej melorecytacja z elementami rapu i shoutu) - wyrazisty, przekazujący z nienaganną dykcją niebanalne teksty autorskie?...
Może błyskotliwe solówki gitarowe
Paula Dabliu, oparte na schematach gatunku i osadzone w tradycji (B.B.King, J.L.Hooker, C.Santana i paru innych) ale jednak grane niesztampowo?...
Może harmonijka
Arka 'Rogala' Rogalskiego - czysta technicznie, oszczędna, bez popisów wirtuozerskich (no, prawie), z wyczuciem budująca na zmianę z gitarą kontrapunkt brzmieniowy dla wokalisty?...
Może sekcja rytmiczna grająca, co prawda, bez fajerwerków, ale dająca solidny fundament kompozycjom i operująca subtelnym suspensem rytmicznym, podnoszącym poziom emocji u słuchacza?...
Może początkowy riff przypominający ten słynny ze "Smoke on the water", tu grany w rytmie cha-cha, nadając santanowski charakter utworowi "Ale cóż"?...
Może rytm gorącej samby, na którym opiera się "Czy tego chcesz", z oszczędną ale "wysokoenergetyczną" linią harmonijki
Rogala?...
Może ten jeden, o oktawę wyższy "bibikingowski" dźwięk gitary w "Jestem sam"?...
Może wokaliza w "Wszystko się zmienia", przypominająca mi tę słynną z "The Great Gig In The Sky"?...
Może wyrywający z butów rock'n'roll i miły mym uszom dekadencki tekst z "Bluesa gram"?...
Może... A może po prostu przestać analizować i po raz kolejny posłuchać?
Bo choć to płyta, jak wiele innych - to jednak jak jedna z niewielu nie pozwalająca się wyjąć z odtwarzacza przed wybrzmieniem ostatniego dźwięku. Coś, jak film "Blues Brothers": znam go niemal na pamięć ale kolejny raz daję się wciągnąć i czuję niedosyt, kiedy się kończy...