Moderator: mods
stern pisze:jedyne co mnie w niej razi to przedmowa wydawcy i to nawiazanie do UPRu po jakiego kija to zrobiono?
jagode pisze:Jak mozna grać i nie lubić LZ....aaaa znaczy mozna ...teraz rozumiem....mozna grac beznadziejnie no ,koszmar z doliny wiązów
ludzie tego typu powinni dac sobie spokój z muzyka....znaczy jej uprawianiem...nic juz nie wniosą....a pewnie rzępolą i nudzą konia
jagode pisze:Jak mozna grać i nie lubić LZ....aaaa znaczy mozna ...teraz rozumiem....mozna grac beznadziejnie no ,koszmar z doliny wiązów
ludzie tego typu powinni dac sobie spokój z muzyka....znaczy jej uprawianiem...nic juz nie wniosą....a pewnie rzępolą i nudzą konia
jagode pisze:Kaszmir to był już....póżniej....a przed tem było 5 fenomenalnych płyt...a blusy w wykonaniu LZ - Since J've been loving you czy Baby I'm Gonna Leave You albo Tea For One ....to pure blues....extraklasa swiatowa....nawet John Lee Hooker nie zagrałby tak blusa ....to kwitesencja bluesa te 3 kawałki powaliły Amerykę na kolana....nikt nigdy potem tak nie zagrał bluesa....można to porównać do dzieł Szekspira jeżeli chodzi o literaturę....przy Tea for One ....upierałbym się przy Dostojewskim....klasyka .
jagode pisze:a Help Me...to fenomenalny blues TYA i Alvina Lee,,,,genialny kawałek ...podobno JLH słysząc to płakał....a BB.King poważnie rozważał czy dać sobie passa z graniem...
jagode pisze:Dostałem w końcu tę ksiązkę....po wcześniejszych recenzjach byłem napalony jak szczerbaty na suchary...ale po pierwszym rozdziale jestem zdegustowany....autor opowiada swoimi słowami wcześniej znane historie z innych ksiazek o LZ. Widac ,ze jest wielkim fanem tej grupy (like me) ale nie ma tu nic nowego...opis jest miejscami prostacki...te wieczne porównania do rusko-niemieckich bomb, mozdierzy ...batalistyki...i naduzywanie przymiotników grupa wszechczasów,bogowie, itp w pewnym momencie staja sie przelukrowane....moze byc tak ,ze autor jest wybitnym muzykiem...a ksiazka próbuje oddać prywatny hołd ukochanej grupie...ale to sa powielenia wczesniejszych autorów biografii zespołu z dodatkiem uwielbienia...miejscami nieznosne a próby śmiesznych filipik żałosne. Nie wiem czy dojadę do końca. Sama przedmowa M.Gaszyńskiego ma klasę ...dyskretnie wspomina w ostatnim zdaniu o autorze....ale styl pisania to niebo a ziemia....
Czytając np. Z.Pająka o Claptonie ...to kawał świetnej ,pysznie podanej literatury...czyta się wspaniale...autor ma styl klasę ,elokwencję....klimat....a tu prywatny hołd oparty na ogólnie znanych faktach z życia....jestem kolosalnie (słowo mogło wziaść się od grupy Iana Hisemana...też wybitny pałkarz) rozczarowany....dla mnie porażka. Ale to tylko moje zdanie.
Zdzisław Pająk pisze:Myślę, ze każdy kto tu wyraził swoją opinię na temat książki Witka ma trochę racji. Jak ktoś kiedyś powiedział "diabeł tkwi w szczegółach" i jeśli szuka się tych szczegółów, łatwo się je znajdzie. Tylko czy właśnie to jest najważniejsze, żeby szukać błędów, pojedynczych fraz, myśli, opinii? Czy na ocenę książki nie powinny wpływać również, albo przede wszystkim, inne kryteria - jak umiejętność łączenia faktów w atrakcyjny sposób, emocje, które towarzyszą bohaterom (opisane tak, że się je niemal odczuwa), intrygujący język i styl (który owszem może niektórych tu i ówdzie irytować) wreszcie ciekawa konstrukcja, dzięki której autor realizuje swój pomysł - w tym przypadku opisuje historię niebanalnego i legendarnego już wykonawcy. A to wszystko biorąc pod uwagę - uważam, że książka Witka jest bardzo dobra do czytania, wciąga niemal jak powieści takich twórców "czytadeł" jak np. D.Brown (oczywiście biorąc pod uwagę proporcje). Jest zatem powieścią! No i jeszcze jedno - książka Witka, zapewne zachęci do sięgnięcia po muzykę Zeppelinów - a to moim zdaniem jest najważniejsze. Pozdrawiam
przemak2 pisze:Rowniez "I should quit you..." (chyba to i chyba LZ, moge sie mylic) i w ogole "wolne bluesy molowe" to IMO calkowite przeciwienstwo tego, czym blues jest.
matragon pisze:przemak2 pisze:Rowniez "I should quit you..." (chyba to i chyba LZ, moge sie mylic) i w ogole "wolne bluesy molowe" to IMO calkowite przeciwienstwo tego, czym blues jest.
No jeśli według Ciebie "I Can't Quit You Baby" (bo chyba o to Ci chodzi) jest molowe ... to Ja się poddaję (notabene ten kawałek skomponował Willie Dixon)
jagode pisze:Ilekroć słyszę tę piosenkę wracam pamięcią do czasów liceum. A właściwie do jednego wieczoru. Znałem ją dużo wcześniej była już od dawna żywą legendą samą w sobie. Igły adapterów rysowały ją od Tokio po Montevideo.
Takie utwory powstają raz na sto lat ? A i tytuł miała wielce obiecujący.
Jednak zawsze będzie mi przypominał to pierwsze młodzieńcze uniesienie miłosne. Tego wieczora dostąpiłem inicjacji.
A to była dziewczyna , w której kochali się wszyscy w szkole. Śliczna i...niedostępna. Naprawdę kochała się chyba tylko w tym utworze. Była nim oczarowana i powtarzała ,że kiedy słyszy pierwsze akordy to czuje się zniewolona ...odpływa w marzeniach daleko w nieznane i nie jest sobą.Powiedzieć tak po prostu ,że działał na nią jak narkotyk było by truizmem. Mogło się zdarzyć wszystko.
To były jej urodziny.W jej wielkim domu. Rodzice wyjechali i liczna paczka gości zawładnęła domem w sobotnią noc. Zapanowała...Saturday Night Fever!
Choć Bigosy jeszcze tego nie napisali.
Wszyscy gdzieś się porozchodzili po starej ogromnej willi , parki zakochanych pozajmowały najbardziej ustronne miejsca, nadmiar wina był spolegliwy dla innych...a ja nie wiedzieć czemu zostałem sam w przyciemnionym pokoju gdzie grała muzyka. Siedziałem w fotel, być może popijałem wino... I wtedy ze szpulowego potoczyły się te akordy. Nastrój był wyjątkowy a ten kawałek jak zawsze wspaniały. Przemkneło mi przez głowę: -szkoda że nie ma tu G. i jednocześnie poczułem dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłem głowę . Za mną stała Ona. Chciałem powiedzieć cos na kształt: - właśnie leci Twój....ale nie zdązyłem. Jej usta dotykały już moich. Przyszło mi do głowy,że to są te ...."Schody Do Nieba".
Nie pomyliłem się.
Co potem nastąpiło? powiem słowami poety:
"Piersi Twoje- winne kiście
Sutek każdy -winne grono...
Albo jak pisał Lechoń :
"Uda smagłe i długie
Czekały niecierpliwie..."
A weżmy Leśmiana:
"Brzuch jak płaskowyż jasny
W środku mała wonna oaza..."
Tego wieczoru byłem pierwszy raz w niebie.
Dlatego ilekroć rozlegają się dżwięki " Stairway To Heaven" - zawsze myślami steruję w czas tamtej nocy.
Wróć do Książki, Publikacje, Czasopisma
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 315 gości