Ale nie ma się co dziwić.
Ci, którzy czytali w latach 90-ych książkę "Satysfakcja" z pewnością zauważyli pewną różnicę pomiędzy Keithem a Mickiem. Keith zaliczał nowe piosenki, nowe akordy, nowe rozwiązania i nowych muzyków w sensie jamowania (Jamajka iitp), a Miki kierował się hasłem przewodnim "aby życie miało smaczek raz dziewczynka, raz chłopaczek".
Obawiam się jednak, że przygody starego lowelasa Michasia będą się cieszyły większą popularnością wśród mas niż "filozoficzna" autobiografia Keitha
tak to już jest...
Mick - to pop
Keith - to kwintesencja rocka!