autor: posener » stycznia 1, 2012, 4:18 pm
Musiałem przeczytać sam i nie żałuję. Nie wiem ile w tej książce Makowieckiego, a ile Urbaniaka i, prawdę mówiąc, nie obchodzi mnie to. Kawałek krwistej prozy, niewątpliwie zainspirowanej autobiografią Milesa napisaną przez Quincy Troupe'a - mam na myśli przede wszystkim szczerość z jaką Urbanator mówi o swoim życiu prywatnym, poza tym jak większość słynnych muzyków jazzowych nie ukrywa kto jest jego guru. Wielu ludzi czyta autobiografie głównie ze względu na te prywatne smaczki, plotki, anegdoty i skandale. Mnie to mniej interesuje, bardziej to co wybitni muzycy mówią o muzyce i jej tworzeniu. Tutaj się nie zawiodłem bo akurat te fragmenty książki są bardzo interesujące. Urbaniak nie uprawia zawodu jazzmana. On jest jazzmanem. W życiu i na scenie. Przez bardzo wiele lat byłem wielkim fanem jazzu i Michał Urbaniak zawsze był jednym z nielicznych muzyków nie tylko polskich ale także europejskich, co do których nigdy nie miałem wątpliwości, że grają prawdziwy jazz. Nie "polski jazz", "europejski jazz" lecz po prostu JAZZ.