Woman Blues Festival '15
: grudnia 14, 2015, 1:05 pm
Kiedy Kasia „Kora” Rek telefonicznie zapraszała nas na tegoroczny Woman Blues Festival, uczciwie zaznaczyła: „Uprzedzam cię – impreza jest świetna, ale niewielka, nie nastawiaj się na pompę”. Na co Jej odpowiedziałem: „Kasiu, blues w kameralnej atmosferze i wśród odpowiednich ludzi też dobrze smakuje”. I miałem rację!
Woman Blues Festival – „dalej zwany WBF” – jest dziełem Henryka „Hansa” Brumera, VIP-a śląskiej kultury. Od przyjaciół z Katowic wiem, że to impreza z tradycją, choć miała przerwy w realizacji. No cóż – festiwale bluesowe nie należą do komercyjnych i między innymi tym się różnią od discopolowych…
WBF Ruda Śląska 2015 odbył się w niewielkiej sali lokalnego Osiedlowego Ośrodka Kultury „Jowisz”. Widownia liczyła – „na oko” sądząc – około 100-120 osób. Całą „infrastrukturę” imprezy stanowiło jedno stanowisko z piwem. I dobrze, bo wciąż pamiętam wszechobecny smród spalonego oleju z frytkownic w Spodku – podczas Rawa Blues Festival… Ohyda.
Na dzień dobry dwa razy przeżyłem szok psychiczny. Oto najpierw Hans - w stroju wieczorowym i pod muszką! Wyjątkowo elegancki, już „na visus” szef festiwalu. Doścignął Jacka „Piasta” Łapińskiego, który tradycyjnie w drugim dniu imprezy „Las, Woda & Blues” paraduje po Radzyniu i w Sławie we fraku, z cylindrem na głowie… Drugie zaskoczenie: oto spotykam dwoje zaprzyjaźnionych harleyowców, „Leo” i Grażynę, też zresztą zaskoczonych, że nas widzą. To spotkanie to niezbity dowód na to, że blues zbliża ludzi: „Leo” i Grażka mieszkają na Śląsku, a my – aż w Wielkopolsce. Prawie 300 km dalej, a jednak nagle, niespodziewanie, spotykamy się na kilkugodzinnej imprezie bluesowej...
No i przechodzę do muzyki. Pierwszy koncert to bluesowanie Aliny Kulisz (siostry Adama) przy akompaniamencie gitary Marka McCarrona Motyki. Ciepły, głęboki głos Aliny urzekł mnie. Ale potem okazało się, że to dopiero suport (Alina, Makaron – sorry, to nie przytyk, daliście naprawdę fajny koncert!). Zespół, który z WBF’15 zapamiętam na długo to Puste Biuro.
Puste Biuro to oktet fifty-fifty: czterech panów (dr, guit, bass, kb) plus cztery kobitki. To znaczy: wokal No 1, czyli Karolina, plus trójosobowy chórek – a każda z dziewczyn (moim zdaniem najbardziej Justyna) potencjalnie zagraża swym wokalem primadonnie… Wiem, co piszę, bo grupa wykonywała numery, w których pozwoliła wykazać się solowo każdej z wokalistek.
Słuchając Pustego Biura przez moment aż się zagalopowałem w skojarzeniach: bo patrząc na dziewczyny, słuchając ich czystych trzech głosów, ale też patrząc na ich mimikę, ruchy i gesty, przez moment miałem skojarzenia wręcz z zespołami gospel…
A repertuar Pustego Biura? Oczywiście bluesowy; ale było też sympatyczne mrugnięcie do bardziej rockowo nastawionej publiki. A mianowicie kapitalna interpretacja „Come Together” Beatlesów. Po tym, jak drapieżnie wykonali ten numer kolesie z Aerosmith do głowy nie przyszłoby mi, że za t a k i utwór może się zabrać także płeć piękna: delikatna i ponoć bardziej wrażliwa, której podobno obce są samcze, atawistyczne, prymitywne instynkty;)… A jednak! Dziewczyny z Pustego Biura wykonały „Come Together” nie tylko perfekcyjnie, ale z iście męską ikrą. A zmierzenie się z Taką Klasyką nie jest wszak łatwym wyzwaniem. Oczywiście – były bisy. Byłoby dziwne, gdyby się obyło bez nich.
Świetna impreza, polecam wszystkim. Sam tu, w Wielkopolsce, będę ją polecał moim znajomym. Warto poświęcić te 4 godziny na dojazd, żeby posłuchać dobrej muzyki i spotkać podobnie odczuwających ludzi.
Hans, Kora, Adaś – dziękuję!
Woman Blues Festival – „dalej zwany WBF” – jest dziełem Henryka „Hansa” Brumera, VIP-a śląskiej kultury. Od przyjaciół z Katowic wiem, że to impreza z tradycją, choć miała przerwy w realizacji. No cóż – festiwale bluesowe nie należą do komercyjnych i między innymi tym się różnią od discopolowych…
WBF Ruda Śląska 2015 odbył się w niewielkiej sali lokalnego Osiedlowego Ośrodka Kultury „Jowisz”. Widownia liczyła – „na oko” sądząc – około 100-120 osób. Całą „infrastrukturę” imprezy stanowiło jedno stanowisko z piwem. I dobrze, bo wciąż pamiętam wszechobecny smród spalonego oleju z frytkownic w Spodku – podczas Rawa Blues Festival… Ohyda.
Na dzień dobry dwa razy przeżyłem szok psychiczny. Oto najpierw Hans - w stroju wieczorowym i pod muszką! Wyjątkowo elegancki, już „na visus” szef festiwalu. Doścignął Jacka „Piasta” Łapińskiego, który tradycyjnie w drugim dniu imprezy „Las, Woda & Blues” paraduje po Radzyniu i w Sławie we fraku, z cylindrem na głowie… Drugie zaskoczenie: oto spotykam dwoje zaprzyjaźnionych harleyowców, „Leo” i Grażynę, też zresztą zaskoczonych, że nas widzą. To spotkanie to niezbity dowód na to, że blues zbliża ludzi: „Leo” i Grażka mieszkają na Śląsku, a my – aż w Wielkopolsce. Prawie 300 km dalej, a jednak nagle, niespodziewanie, spotykamy się na kilkugodzinnej imprezie bluesowej...
No i przechodzę do muzyki. Pierwszy koncert to bluesowanie Aliny Kulisz (siostry Adama) przy akompaniamencie gitary Marka McCarrona Motyki. Ciepły, głęboki głos Aliny urzekł mnie. Ale potem okazało się, że to dopiero suport (Alina, Makaron – sorry, to nie przytyk, daliście naprawdę fajny koncert!). Zespół, który z WBF’15 zapamiętam na długo to Puste Biuro.
Puste Biuro to oktet fifty-fifty: czterech panów (dr, guit, bass, kb) plus cztery kobitki. To znaczy: wokal No 1, czyli Karolina, plus trójosobowy chórek – a każda z dziewczyn (moim zdaniem najbardziej Justyna) potencjalnie zagraża swym wokalem primadonnie… Wiem, co piszę, bo grupa wykonywała numery, w których pozwoliła wykazać się solowo każdej z wokalistek.
Słuchając Pustego Biura przez moment aż się zagalopowałem w skojarzeniach: bo patrząc na dziewczyny, słuchając ich czystych trzech głosów, ale też patrząc na ich mimikę, ruchy i gesty, przez moment miałem skojarzenia wręcz z zespołami gospel…
A repertuar Pustego Biura? Oczywiście bluesowy; ale było też sympatyczne mrugnięcie do bardziej rockowo nastawionej publiki. A mianowicie kapitalna interpretacja „Come Together” Beatlesów. Po tym, jak drapieżnie wykonali ten numer kolesie z Aerosmith do głowy nie przyszłoby mi, że za t a k i utwór może się zabrać także płeć piękna: delikatna i ponoć bardziej wrażliwa, której podobno obce są samcze, atawistyczne, prymitywne instynkty;)… A jednak! Dziewczyny z Pustego Biura wykonały „Come Together” nie tylko perfekcyjnie, ale z iście męską ikrą. A zmierzenie się z Taką Klasyką nie jest wszak łatwym wyzwaniem. Oczywiście – były bisy. Byłoby dziwne, gdyby się obyło bez nich.
Świetna impreza, polecam wszystkim. Sam tu, w Wielkopolsce, będę ją polecał moim znajomym. Warto poświęcić te 4 godziny na dojazd, żeby posłuchać dobrej muzyki i spotkać podobnie odczuwających ludzi.
Hans, Kora, Adaś – dziękuję!