Okolice Bluesa

świetny weekend! W piątek koncert The Brew w Poznaniu, w sobotę The Rhythm Chiefs w Józefowie. Chociaż w Józefowie frekwencja dopisała, o tyle w Poznaniu na The Brew było biednie. Sala nowego CK na Sołaczu mieści chyba z 700 osób, było może z 70-110. Ludzie! Chodzić na koncerty, bo muzyka umrze!

Zastanawiam się co może być przyczyną takiego stanu rzeczy. Bilety niedrogie, (bodaj 45 złotych, co jest równowartością 4 piw w barze w Poznaniu), a ludzi jak na lekarstwo.

Ruszcie czteery literki z domu [to do ogółu, nie do ludzików z forum], bo niedługo bluesa będzie można posłuchać tylko z płyt.

Nie rozumiem powodów, dla których ktoś, kto uważa się za zainteresowanego muzyką ogranicza swoje koncertowe wyjścia tylko do np. Rojka. Mówię to w kontekście tego, że w CK na Sołaczu na Rojku było podobno 600 osób. Full house. A w piątek na The Brew było wręcz...kameralnie.

Czy blues i pochodne gatunki [niesłusznie] stają się elitarne? Co się dzieje z ludźmi, wyjaśnijcie mi to. Bo od paru lat jeżdżąc na koncerty z Bluesfactory zaobserwowałem zatrważającą tendencję spadkową. Smutno.

Może to kwestia medialności? Gdyby jakiś Lis czy inny Durczok powiedział w TVN, że ma zespół bluesowy, nagle wszystko by się zmieniło?

Tak, blues i pokrewne to muzyka niszowa...

Wydaje mi się, że w dużej mierze spowodowane jest to faktem, że ludzie nie są w stanie w ogóle uzyskać dostępu do ognia i emocji jakie daje blues...czy jakakolwiek inna am\bitniejsza muza.

Generalnie, analogia muchy - jeżeli całe życie jesz odchody, nigdy nie zdasz sobie sprawy, że kawior jest lepszy.

Blues czy Soul jako takie nie są nieprzystępne. To bardzo fajne gatunki, których da się słuchać i nie są tak trudne w odbiorze jak np. Mahavishnu Orchestra.

Postawione w tytule wątku pytanie "Koncertowy kryzys?" jest raczej niewłaściwe. Jest wręcz przeciwnie. Koncertów jest cała masa (rzecz jasna nie chodzi mi o bluesowe tylko tak w ogóle). Jak oglądam np. w Teraz Rocku reklamy koncertów jakie się mają odbyć w najbliższych miesiącach to mam wrażenie, że jest tego chyba nawet zbyt dużo. W tych dużych miastach jest tego tyle, że wielu słuchaczy, choćby ze względów finansowych, po prostu musi wybierać. Jednocześnie nie mam bladego pojęcia czy np. koncert The Brew w moim mieście zgromadziłby jakieś szalone tłumy.

To nie koncertowy kryzys,jak myślę. Tych jest dużo,choć można dyskutować o ich jakości oczywiście.Jest kryzys frekwencyjny i trwa od lat,nie tylko w Polsce.Przyczyn wiele.Wg mnie najistotniejsze:
-łatwy dostęp do muzyki w necie i na płytach;na kliknięcie palcem mamy wszystkich najlepszych,
-młoda generacja nastawiona jest zazwyczaj konsumpcyjnie via media i chętnie łyka to ,co słyszą i widzą w telewizjach,
- starszym chce się coraz mniej,swoje już kiedyś widzieli,a ruszyć tyłek jest coraz trudniej.
Ale też, powiedzmy na ich obronę,że nasza scena około bluesowa nie jest aż tak bogata w wykonawców i ściągnąć ludzi po raz dziesiąty na koncert zespołu X,to trudna sprawa.
Prostego lekarstwa nie ma.Ale z pewnością promocja jest tu sprawą zasadniczą.Ciągle stykam się z sytuacją,że ludzie, którzy niby siedzą w temacie,nie wiedzą o koncertach, które odbywają sie niemal za płotem.Promocja kosztuje dużo i często jest niedoceniana przez organizatorów, a to wielki błąd.
Moja rada jest niedoskonała,ale prosta, trzeba gonić naszych znajomych,krewnych, sąsiadów i innych leniwców na koncerty.Wiercić im dziurę w brzuchu.W końcu częśc z nich się złamie i zasmakuje.Miejmy nadzieję.

Osobiście uważam, że jednym z głównych powodów jest fakt, iż na przestrzeni lat, większość ludzi, która tak tłumnie chodziła na koncerty, wcale nie szła tam...posłuchać muzyki.

Tak naprawdę fanów, którzy słuchają muzyki "na poważnie" nigdy nie było wielu, albo inaczej - zawsze było ich tyle samo, czyli jakieś 10% wszystkich przebywających na sali/hali/stadionie.
Na takie sprawy jak choćby forma wykonawcza czy nagłośnienie uwagę zwraca zawsze garstka ludzi.

I tak od kiedy moda na muzykę rockową i bluesową (czy muzykę w ogóle) się skończyła, tak i większość idąca za modą przestała być takimi wydarzeniami zainteresowana.

Zostali tylko Ci, których to szczerze interesuje i kręci i tyczy się to zarówno publiczności jak i samych muzyków.

Mimo, że ostatecznie pod względem ekonomicznym sprawa nie ma się przez to najlepiej, to mój komfort słuchania koncertów klubowych w ostatnich latach wyraźnie wzrósł

Ludzie szukają mitów, którymi potem będą się chwalić, a co to teraz za lans powiedzieć "byłem na The Brew" ?

Natomiast Metallica, Paul McCartney albo Orange Festiwal na narodowym to już hasła powszechnie budzące respekt, więc warto wywalić na te koncerty po 1000 zł i potem opowiadać jak było świetnie - co z tego, że nic nie było słychać - twarz gwiazdy była na telebimie?

No to było zajebiście.