Świetny początek koncertu. Pomyślałem wtedy: „trwaj chwilo, trwaj”. Później było podobnie do ubiegłorocznych koncertów w Bazylei (
http://www.youtube.com/watch?v=rdvH1BRm1MI), aczkolwiek solówki muzyków były nieco inne. Tym razem Andy Fairweather Low chyba miał mniej okazji do zaprezentowania swojego talentu, nawet w „Little Queen Of Spades” w jego miejsce solo zagrał Paul Carrack. W składzie grupy w porównaniu do ubiegłego roku rewolucji nie było, o czym wcześniej napisał Rocken.
Z koncertu jestem zadowolony, ale mam mieszane wrażenia. Oczywiście czuję niedosyt. Wolałbym repertuar bardziej blues-rockowy. Nagłośnienie dobre, ale chyba jednak było nieco za cicho. Brakowało tzw. „czadu”, ale z drugiej strony „czadowych” numerów było mało. Dobrze, że lider pozwolił wykazać się obydwóm klawiszowcom – ich solówki pozostawiły bardzo dobre wrażenie.
Scena była trochę za nisko – gdyby widzowie usiedli, to prawdopodobnie byłoby lepiej widać. Koncert zaczął się punktualnie, trwał 1,5 godziny.
P.S. JaRas (lub ktoś bardzo podobny) był uśmiechnięty. Pewnie też mu się podobało.